Perypetie Douglasa

Akcja 3-5 lat temu, ciężko określić. Pamiętam, że początek grudnia.

Wybraliśmy się grupką znajomych na nocny podbój klubów. W grupce był m.in. Cezar (ahh on ma niefart do przygód ze mną). I po drodze mieliśmy zgarnąć moją „znajomą”, kobietę… dziewczynę.. dziwkę, szmatę – co się okazało później. Miała hopla na punkcie zwierząt, jakby ktoś przy niej zabił muchę to by płakała. Wtedy jeszcze nie wiedziałem. Wtedy uważałem ją za KOBIETĘ.

Wiadomo, jak to ja, podpiłem się i skala rosła w oczach. Byłem wtedy młody i piękny a ona na trzeźwo – 5, no 4 z plusem. Po pijaku… 8!!!! Twarz się nie zmieniała… tylko te cycki. Jezu jak jej pobiły skalę. Jakbym dwa kilo cukru nosił. Tyle, ze cukier jest w cenie, ona już w cenie raczej nie była.

Początkowo opierała się z pójście do klubu. No kurwa, powiedziałem jej że jedziemy do klubu i ona była chętna się z nami zabrać a teraz nagle nie. Pojebane!!!

Jednak się zdecydowała, szok. Od razu na bramce już wiedziałem, że ta noc mnie będzie drogo kosztować. Jednak wtedy nie przypuszczałem, że aż tak.
 
Wejście 20zł, oczywiście jeszcze za nią. 
 
W klubie masa ciapatych, bleh. Ale usiedliśmy z boku, od razu czułem że mogę sobie na dużo pozwolić, jej „nie” oznaczało „TAK KURWA DAWAJ NA CO CZEKASZ”. Cipkę ogoloną miała, jak łysina Łysego z Brazzers, jakbym biedę klepał. Skala już 8/10, pamiętajmy. Czyli zajebiście.

Jednak chłopakom klub nie pasował, zmieniliśmy lokal po 20 minutach (super zainwestowane 40zł kurwo).

Droga powrotna, tu dopiero historia się zaczyna.

Wracaliśmy w szóstkę, pięcioosobowym samochodem bo zawinąłem ją na chatę, choć wiadomo, opierała się, ale jej "nie" oznacza... No właśnie.

Ona siedziała na kolanach Cezarowi, który po dotarciu na miejsce pokazywał mi wymownie palce do powąchania. Że niby zamoczył.

Szmata. Taką to można w sklepie osiedlowym za dwa pięćdziesiąt kupić.

Dotarliśmy do mojego domu. 300km2, góra niewyremontowana jeszcze. Mieszkałem z rodzicami. Matka radar, o 4 rano czuwała jak i z kim wracam. Zobaczyła moją ofiarę i od razu: KOGOŚ TY DOUGLAS ZNOWU PRZYPROWADZIŁ.

Wytłumaczyłem, że przygarnąłem na dworcu, bo marzła a do miejscowości XX chce jechać, więc ją przekima i rano pojedzie. Douglas - Samarytanin kurwa.

Nie mam pojęcia czemu to kupiła, albo po prostu miała już wyjebane.

Zaprowadziłem ją na górę, gdzie był wykończony w 80% jeden pokój. Ale najważniejsze, że było łóżko.

Zacząłem ją rozbierać. Zdjąłem koszulkę… a tam na plecach kocie łapki! O kurwa, zajarałem się. Choć było to dawno i byłem najebany fest to kocie łapki pamiętam do dziś.

Już prawie akcja się zaczyna a tam z dołu matka się drze, 4 kurwa rano, śpij kobieto: Douglas! Douglas! Chodź no tu!

Zszedłem. Nie pamiętam co chciała, widocznie nic ważnego.

Wróciłem na górę a moja ofiara już leży, śpi kurwa. Ty suko, nie ze mną takie numery! Pyk palucha tu i tu. I ona nagle się rozbudziła i do mnie z tekstem, że zgodzi się na wszystko jeśli jakiegoś tam psa zaadoptuje.

Wtedy było mi wszystko jedno, mogłaby mi i słonia do domu przyprowadzić. Tych uchodźców z Syrii bym przyjął, domy z Czeczeni bym im nawet ściągnął.
 - Doooobra, wezmę. Daaaawaj!


Ona zaparta. WTF?! Już jej obiecałem, że wezmę. Ja za jej mychę a ta o psach pierdoli.

Wreszcie poszło. Bagietę opierdoliła nieziemsko, już miałem wejść tam gdzie misie lubią najbardziej. 

A tu z dołu znowu stara… DOOOGULAS! Noż kurwa mać, czy mi będzie dane wreszcie kulturalnie kurwa zaruchać?! Jak nie stara to pies, jak nie ten pies to stara. Ludzie, ja chce tylko wygrzmocić tą sukę.

Znowu nie pamiętam co chciała.

Ale wróciłem a moja obrończyni praw zwierząt już śpi! No kurwa!!! Pies wzięty a ona śpi!!!  Jak kurwa opos, nie dało się obudzić.

I wtedy nagle telefon. Nie odbieram. Znowu. Znowu. Dobija się. Lecą smsy. WTF?!

Dobra, czytam. Czytam i nie wierzę, to jej matka! Skąd ona ma mój numer, co tu się odpierdala. Nie odpisywałem, byłem przecież zajęty… jej córką.

W końcu napisała mi sms o treści zbliżonej do: jeśli nie odbierasz tzn. że mnie nie szanujesz.

No kurwa, nie znam kobiety, jej córki nie szanuje - czemu miałbym ją szanować?! Bezbłędna logika Douglasa.

Najebała mi tyle smsów, że chyba papież tylu listów nigdy nie dostał, co ja wiadomości od niej jednej nocy.

W końcu wyłączyłem telefon. Proste rozwiązania są najlepsze.

Dochodziła już 7 rano. Nie zmrużyłem oka, a ona wstała! Jakby nigdy nic. 
– Co robisz? - spytałem
– muszę się zbierać do domu!

No kurwa Maraton Uśmiechu.
- Zrobiłbyś mi herbatę, odwiózł na przystanek i jakieś lustro załatwił.

Patrzcie no księżniczka.

Pierdole, odprowadziłem do drzwi i poszedłem spać.

Nie poruchałem. Nie będę ukrywał, mnich nie wszedł tej nocy do klasztoru.

Trzy dni później

Telefon:
- Douglas, słucham?

- Dzień dobry, kontaktujemy się z panem w sprawie adopcji psa.

- SŁUCHAM?

- Pan tu wyraził zgodę….

- (jaja sobie robią hehe, w to mi graj!) No tak, tak, bez problemu. Największego poproszę!

- To my byśmy przyjechali do pana i obejrzeli czy są tam warunki do adopcji psa..

- (bawimy się dalej!) Spoko, śmiało, zapraszam!

Nie podałem adresu ani nic.

Dzień później

Dzwonek do drzwi. Podchodzę do okna, patrzę przy furtce stoi jakaś para.. jehowi. Pff. Jebac. Wtedy nagle telefon: - Dzień dobry, z tej strony Marian Kowalski, my z tym psem, proszę otworzyć…

Ja pie r- do – le. Co tu się dzieje!

Oni wchodzą jak do siebie i z tekstem od razu: 
- Gdzie tu będzie spał pies podczas zimy?
- Jak gdzie? Jaki pies? Ja żadnego psa nie zamawiałem!

- Ale tu jest pańska zgoda, to jest proces nieodwracalny! Oczekiwałabym żeby pies spał w garażu
COOOOO TU SIĘ DZIEJE

Dwa dni później

Malowałem u kolegi mieszkanie i nagle telefon:
 - Dzień dobry, jedziemy do Pana z Piaseczna z pieskiem. Czy mógłby Pan podjechać?
- Do Piaseczna mam bardzo daleko…

- Ale my jedziemy już pociągiem, proszę być za godzinę na dworcu PKP


Pojechałem. Wchodzę na dworzec, widzę stoi ta szmata za dwa pięćdziesiąt. Obok niej ci Jehowi i wraz z nimi ten nieszczęsny pies. Mały, zasmarkany, wychudzony, sierść się sypie…
- Dzień dobry, to ten pies!


Zwątpiłem we wszystko.

To nie był pies, to padlina. Kobieta dała mi jakieś lekarstwa dla psiaka, bo chory. Od razu z nim do weterynarza… 2.5 km musiałem go nieść bo pies nie miał sił iść.

Ocena weterynarza?
- Panie, ten pies to tylko do kebaba się nadaje.

Wróciłem z nim do domu… Przywitanie matki z progu:
 - Co to kurwa jest?!

 Nad odpowiedzią myślałem te 2.5km drogi, idealnie się złożyło że był 6 grudnia: 
- Mamo! To prezent na Mikołajki!

- Nie chcę takiego prezentu!

Pies na początku cały czas uciekał, chował się, bał się okrutnie.

Podliczając: za kojec i budę dla psa wydałem prawie 3 tys. złotych. Wiecie ile to paliwa do mojego ruchowozu?!

Pies został do dziś. Ogarnął się.
 
To było moje najdroższe niezaruchanie w życiu. Może i nie tylko moim, ale historii ludzkości! To było jak pójście do burdelu żeby wypić piwo.

Podsumowując,  to jest drugi przypadek, kiedy jest super ale nie polecam.




6 komentarze:

  1. to co lubię najbardziej, nazywać dziewczyne szmatą bo nie zaruchał.

    OdpowiedzUsuń
  2. chujstwo na amen

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ma czym sie chwalic :) to nie nie dziewczyny ''szmaty'' ale to ty zachowujesz sie jak niewyżyty ruchacz i alfons ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałosne. Jak opowiadania chłopaków-gimbazjaków po szalonej nocy na zakończenie festynu w Żabieńcu Mniejszym z okazji Święta Buraka.

    OdpowiedzUsuń
  5. ale gówno... sorry. Ale tylko tematyka jest chwytliwa. Szkoda czasu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się ze śmiechu :) :) :)

    OdpowiedzUsuń