Stalowa rura i cycki. Dużo cycków.

O mojej małej ochocie.

Chyba już wiecie o czym będzie dzisiejszy post. Mówią, że w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Zgadzam się z tym… w połowie. W życiu trzeba spróbować wszystkiego NA CO MAMY OCHOTĘ. Tak się złożyło, że pewnego dnia miałem ochotę pogapić się na cycki. Usiąść wygodnie na kanapie, zamówić piwo za 15zł i relaksując się, nie dręczony przez nikogo, poruszać ze znajomym tematy egzystencjalno-bylejakie gapiąc się na cycki. 

No to poszedłem do klubu go go. Ze wspomnianym znajomym.  Był to klub z „oddziałami” w całej Polsce, znany później z wielu afer (to jakiś prezes wydał w nim MILION złotych z firmowej karty, to jakieś urzędnicze przepychanki w mieście królów Polski, to dosypywanie tajemniczych substancji do drinków). W moim mieście był to największy tego typu klub i chyba jedyny reklamujący się jako „ekskluzywny”. Więc wybór był prosty. Pierwsze wrażenie? Zepsuły je nachalne Panie z Różowymi Parasolkami. „Cycki Cycki! Dużo cycków! Cycki za 20zł!” – nie krzyczały tak. A mogły. Czułbym się zachęcony. A tak wszedłem do środka lekko urażony obrażaniem mojej inteligencji. „Zapraszamy do naszego klubu, mamy piękne tancerki, dziś (czyt. codziennie) specjalnie dla Panów (czyt. dla wszystkich) wstęp jedyne 20zł, blablabla”.  

W środku.

Ok… jesteśmy już wewnątrz. Przy wejściu miłym uśmiechem wita nas Śliczna Pani z Szatni, której zostawiamy swoje okrycia wierzchnie oraz zupełnie nieuśmiechnięci ochroniarze. Wtem znikąd pojawia się Pani Przewodnik. Pierwsze spojrzenie i już wiem, że za jej chytrym uśmieszkiem kryje się coś podejrzanego. Prowadzi nas schodkami na górę, do głównej sali. I już są! Już je widzę! Cycki! Drugie dobre wrażenie po Pani z Szatni. Niestety wtedy jeszcze nie wiedziałem, że również ostatnie. Pani Przewodnik wskazuje nam miejsce na kanapie, przy stoliku, podaje MENU i daje czas na zastanowienie. Zaczynamy klasycznie, od piwa. Czy 15zł to dużo? Raczej nie… Szczerze mówiąc wolałbym zapłacić 100zł i kupić tym sobie godzinę spokoju niż… no właśnie. Niż to, co nas za chwilę spotkało.

Po dwóch minutach delektowania się piwem i gapienia się na dwie kształtne (choć nie za duże) piersi oplatające rurę znajdującą się na środku sali, dosiadły się do nas dwie tancerki – ok, milutko. Ubrane… a właściwie to rozebrane do samej bielizny, uśmiechnięte, sympatyczne. Wypytują czym się zajmujemy, wykazują zainteresowanie a nawet podziw. Rozmowa z nimi przebiega w przemiłej atmosferze, ale nie trwa zbyt długo. Po dosłownie 5 minutach do stolika podchodzi… a jakże, Pani Przewodnik! „Może zechcielibyście Panowie postawić drinki dziewczynom?”. Rozmawiasz sobie miło z dziewczyną a tu podchodzi wredna raszpla ze swoim sztucznym uśmieszkiem i nie dość, że przerywa, to daje Ci tylko 2 opcje: 

  1. Kupujesz drinka i jesteś frajerem bo dałeś nabrać się na prosty trik,
  2. Nie kupujesz drinka i wychodzisz na źle wychowanego, niemęskiego skąpca.

Zaznaczę, że drinki dla tancerek (oddzielna pozycja w menu) zaczynają się od 50zł a ich cena rośnie stopniowo do ponad 1000zł. Nie kupiłem więc drinka.

-Nie dziękuję, może następnym razem.
-Ale najtańsze drinki zaczynają się od 50zł, więc może jednak się Pan skusi?
-Innym razem.
-Ale o co chodzi? Dziewczyny były niesympatyczne?
-Nie, dziewczyny są przesympatyczne. Po prostu nie mam ochoty.
-No dobrze, rozumiem, życzę miłego wieczoru.

Tak, cała ta rozmowa w obecności „sympatycznych” dziewczyn. Gdy Pani Przewodnik odeszła, tancerki posiedziały jeszcze chwilę, po czym stwierdziły, że muszą już iść, ale na pewno jeszcze wrócą. Nie wróciły. Za to po dwóch minutach przyszły dwie inne i… historia zatoczyła koło. Nie dam sobie uciąć ręki za to, ile razy tego wieczoru schemat się powtórzył. Co ciekawe, Pani Przewodnik za każdym razem przychodziła i za każdym razem rozmowa z Nią wyglądała w ten sam sposób. Nie miało znaczenia, że 5 minut wcześniej powiedziałeś, że nie masz pieniędzy lub ochoty. „dziewczyny są niesympatyczne?”, „obok klubu jest bankomat!” – zawsze była szybka odpowiedź.

Po 3, 4 czy 5 wizytach kolejnych tancerek i nierozłącznej z nimi Pani Przewodnik, uznaliśmy ze znajomym, że poziom żenady dobija szczytu i pora się powoli ewakuować. Ale najpierw… to po co właściwie się tam wybraliśmy…

Taniec prywatny

Kilka spostrzeżeń, w punktach:

1. Taniec odbywa się w osobnym pomieszczeniu za specjalną kotarą.
2. Można wybrać sobie dziewczynę jak świnię na jarmarku (dziwne uczucie).
3. Trwa jedną, graną aktualnie w klubie piosenkę (2-3-4 minuty – można trafić różnie).
4. Dziewczyna rozbiera się do naga (ale i tak jest ciemno a ona na Tobie więc... nic nie widać).
5. „Możesz dotykać wszystkiego, prócz jednego miejsca, domyśl się jakiego” – usłyszałem chwilę przed rozpoczęciem.
6. „Taniec” to jest tylko z nazwy. Tak naprawdę dziewczyna siada i ociera się o Ciebie swoim nagim ciałem.
7. Cena? 120zł. 

Miałem dość po minucie. Ale żeby nie robić wstydu i zamieszania, dotrwałem do końca. Było tak nieseksownie, tak sztucznie, tak beznamiętnie… ot, zwykła praca. Po tańcu szybko opuściliśmy klub ze znajomym i raczej prędko w nim ponownie nie zawitamy, przynajmniej ja. 

Podsumowanie, spostrzeżenia, recenzje, opinie, ciekawostki.

Wstęp + piwo + najtańszy drink (którego w końcu kupiłem, dla świętego spokoju) + taniec prywatny = 205zł. DWIEŚCIE PIĘĆ ZŁOTYCH, które mogłem wydać w normalnym klubie, nawiązać realne znajomości, przeprowadzić szczere rozmowy, kupić naprawdę sympatycznym dziewczynom 10 (!) drinków… i może nawet poznałbym ich prawdziwe imiona. 

Kluby go go to miejsce dla frajerów. Ktoś powie, że to miejsce dla ludzi z grubym portfelem. Natomiast dla mnie jest nieistotne czy jest się bogatym czy biednym… frajerem. 

Kilka słów o tancerkach. Dzielą się one na 2 grupy. Te które są do tej pracy „stworzone”, oraz te które pracują bo muszą (np. są samotnymi matkami). Zazwyczaj pochodzą z innych miast więc zamieszkują mieszkania, które zapewnia im klub… A w mieszkaniach tych panuje istny burdel. Dosłownie i w przenośni. Dziewczyny biegają po nim nago, prezerwatywy porozrzucane są wszędzie, na podłodze, na szafkach, na klamkach do drzwi. Nawet te zużyte! W trzech słowach: bród, smród, patologia. Zarobki? Wysokie. Zwykła kelnerka (Pani Przewodnik – one nie tańczą) zarabia miesięcznie ok. 5 000 zł. Tancerki nawet 10 000zł. Praca? Ciężka. Od 20:00 do ostatniego klienta - w rzeczywistości nierzadko do 10 rano następnego dnia. I na 20 znowu do pracy. Do tego kategoryczny zakaz spotykania się z klientami (poza klubem i… klubowym mieszkaniem oczywiście). Wyjście na miasto ze znajomymi? Trzeba skonsultować z managerką – co, kto, ile osób, gdzie, na jak długo. Mają za to prawo do wyproszenia dowolnie wybranej osoby z klubu - np. jeśli przyjdzie jakiś znajomy, który... nie wie.

Rozbawiła mnie jeszcze jedna rzecz. Znacie to, w normalnych klubach gdy ochroniarze widzą (a jak nie widzą ochroniarze to widzą kelnerki, barmanki, DJ’e i ochroniarzom na pewno przekażą) mocno pijanych ludzi, to wypraszają ich z klubu. A tutaj? Taki klient to najlepszy klient! To nic, że siedzi w kącie nieprzytomny i rzyga na siebie, pod siebie, na stolik i na kanapę. Pani Przewodnik z uśmiechem (!) na ustach podbiega ze szmatką i podaje wodę. A na koniec przemili ochroniarze na rękach zanoszą delikwenta…. pod bankomat (tak, ten "obok klubu"). 

Powyższa historia (której byłem świadkiem) niech posłuży Wam za przykład jak kluby go go traktują swoich klientów. Chcecie być frajerami? Nikt Wam nie broni. Ja natomiast zdecydowanie będę unikał takich miejsc. Wolę postawić drinka miłej dziewczynie w normalnym klubie i czerpać satysfakcję z udanej rozmowy. A jeśli nie będzie udana, to ciągle mogę kupić jeszcze dziewięć drinków dziewięciu innym dziewczynom. 

Aha! Zapomniałbym o najważniejszym! CYCKI! No więc: były! Dziewczyny działają na podstawie jakiegoś bliżej nieokreślonego algorytmu wyznaczającego kolejkę w jakiej tańczą na rurze (była tylko jedna - na środku sali). Tańczą, tak jak za kotarą, po jednym utworze. W jego trakcie zdejmują staniki. Tancerek było ok. 10, więc po godzinie widziałem już wszystkie 20 cycków. Choć szczerze mówiąc ciężko było się na nich skupić przez ciągle dosiadające się tancerki, które akurat były poza kolejką do rury... Co ciekawe, jeśli któraś z dziewczyn z jakiegoś powodu nie zdejmie stanika podczas tańca to płaci  karę (niestety nie udało mi się dowiedzieć jak wysoką). No i w sumie to jedna notorycznie nie zdejmowała. Ale mimo to widziałem 20 cycków bo... właśnie ją wybrałem do tańca prywatnego.

A na koniec ciekawostka: Ile kosztuje lodzik w klubie go go?
.
.
.
.
.
.
.
2 000zł.
(tancerka wybiega z pokoju przeznaczonego na tańce prywatne i pyta managerki, która siedzi przy barze: -mogę zrobić mu loda? –ok, ale weź dwa tysiące, podzielimy się po połowie. - autentyk)









4 komentarze:

  1. Gratuluje wyobrazni:-D bierz polowe albo wcale:-D

    OdpowiedzUsuń
  2. stek bzdur. potwierdzam. pracuje w branzy od lat i wiekszych bredni nie czytalem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Klienci potwierdzają, pracownicy zaprzeczają. Kogoś to dziwi? :) /cezar

    OdpowiedzUsuń