Zacznę od tego, że nie uważam się za eksperta, ba nawet za
znawcę związków. Nie jestem mistrzem w tej grze, zawsze mnie nudziło
jak już dogoniłem króliczka (oo... w sumie jestem bardzo dobry w gonieniu króliczka). Dlatego żaden mój związek nie trwał dłużej niż
rok. Czy byłem zakochany? Tak, wierzę, że raz to była miłość… chociaż… może…
Może jeszcze jednak nie poznałem tego uczucia? Albo przynajmniej teraz się go
wypieram.
Jednak z perspektywy kibica jestem mistrzem. Podobno każdy
Polak w domu jest najlepszym lekarzem, prawnikiem i trenerem piłkarskim. A ja dodam jeszcze, że każdy lubi dawać innym rady dotyczące cudzych związków. Ot tak mamy, po prostu.
A mistrzuniem jest mój były świetny przyjaciel, który chyba
nigdy nie słyszał wcześniej o tekście: ”Bros before whores” (w wolnym i
kulturalnym tłumaczeniu dla tych co nie ogarniają amerykańskiego slangu ulicy
oznacza: ziomki przed dupeczkami). Otóż gość prawdopodobnie pierwszy raz
ruchał coś mi w głowie kołacze, że jednak się chwalił wcześniej swoją
pierwszyzną, ale ona była dziewicą na…99%. I jak ją poznał, zaczęli się
spotykać, tak z nim potem rozmawiałem przez 30 sekund… miesiąc temu… pierwszy
raz od bodajże 3 lat. Eh.
I znowu po trochę mniej zgrabnym wstępie przechodzę do
sedna. Dziś, jako ten określony przez siebie wcześniej kibic, napiszę trochę o
błędach jakie ludzie robią będąc już straconym w związku. Z mojej perspektywy, w mojej opinii i moim zdaniem. Bo jako widz tych przedstawień mam pakiet VIP i często siedzę w pierwszy rzędzie.
Zacznę od klasyki – brak zaufania.
Nie da się być w ‘zdrowym’ związku, jeśli jedna osoba
okazuje braki w zaufania co do tej drugiej. A jak już obie strony w stosunku do
siebie się tak zachowują, to jest w ogóle porażka. Nie można mieć jednak też
100% zaufania. Sam kiedyś powiedziałem dziewczynie, że ufam jej bardziej niż
sobie… nie mówcie tak komuś, nigdy, przenigdy! Wtedy nieświadomie chyba oddajemy
się tej drugiej osobie, ona odczuwa presje i w ogóle prawdopodobnie jest to gorsze niż powiedzenie magicznych
‘Kocham Cię’. Dlatego nawet nie próbujcie takich zagrań, nie można mieć nigdy
(!) 100% zaufania i pewności co do drugiej osoby. Ale trzeba mieć go dużo,
bardzo dużo. I starać się nie okazywać tych braków, bo to właśnie na zaufaniu
powinno budować się związek, małżeństwo i nawet przyjaźń.
Cytując klasyka: „Ja też kiedyś zaufałem pewnej kobiecie.
Wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć. I wiesz co? I bym teraz, kurwa, nie miał
ręki.”
Brak zaufania sprawia, że często popadamy w kolejny błąd –
zazdrość.
Chyba każda kobieta lubi jak facet jest o nią zazdrosny, bo
bez zazdrości nie ma miłości… ale w granicach rozsądku. Trafią się wariaci,
którzy nawet nie pozwolą obcemu mężczyźnie stanąć obok swej wybranki. To jest
już chore. Bardzo chore. A zazdrosna kobieta? Ehh… mężczyźni o tym marzą, jak
dostrzegą kątem oka, że ich luba obcina nas wzrokiem podczas rozmowy z jakaś
przedstawicielką płci pięknej - wyobrażamy sobie ich bójkę w kisielu…
(Barney jak zwykle ma rację. Nigdy nie przerywa się walki kobiet, nigdy!!)
Oczywiście nie powinno się wywoływać zazdrości celowo. To jest
bardzo niezdrowe uczucie i zazwyczaj tylko powoduje większe niesnaski w
związku. Z drugiej strony, fajnie widzieć tą zazdrość w oczach partnera…
Często przez nadmierną zazdrość i brak zaufania próbujemy
kontrolować tą drugą osobę. Gdzie jesteś? Co robisz? Czemu nie odpisujesz? – to
wszystko JESZCZE norma i da się znieść… do czasu aż takie smsy i telefon
urywają się co chwilę. Pojawia się poczucie stłamszenia, ciągłe wyrzuty o
duperele, dramaty o najmniejszą pierdołę. Małe sprawy nagle stają się końcem
pierdolonego świata. A potem jeszcze jak próbujemy wyjaśnić o co nam chodzi to
ta druga osoba obraża się. To naturalnie odnosi się do kobiet, leci po prostu
foch i chuj. Chociaż jasne, faceci też bywają nadgorliwi ;)
Poza kontrolą jeszcze taka osoba chciałby najlepiej w ogóle
nami manipulować i ustawiać życie…
Jedziemy dalej, teraz chyba najczęstsza przypadłość. Pojawia
się zawsze na początku relacji: szybkie przywiązanie i mega przyjemne uczucie
będąc w obecności jej/jego. Chwile razem są super, słodkie i w ogóle ma się
własny świat, tylko we dwójkę. Widzimy wszystko przez różowe okulary, stan
zakochania level 1000 i oddanie się totalnie. Zapominamy o wszystkim innym. Po
swoich obowiązkach tylko chcemy widzieć i spędzać czas z naszą drugą połówką,
olewka na wszystko. Jednak ten czas mija bardzo szybko. Może się zdarzyć, że
szybciej niż by się wydawało… I wtedy wyidealizowany partner nagle ma jakieś
wady (!), w ogóle to jednak ma dużo tych wad a sprawdzając telefon widzimy, że ostatni
sms od znajomych był grubo ponad miesiąc temu…
Zapominamy w przypływie endorfin, że taka ‘miłość’ pojawia
się i znika. A ziomeczki byli, są i będą. O ile jeszcze nie jest za późno i
nazwanie ich ziomeczkami wciąż jest aktualne.
Lekko już podsumowując, wg. mnie w związku trzeba być jednak
trochę egoistą. Patrzeć częściej obiektywnie na daną sytuacje i słuchać
znajomych, przecież oni nie chcą dla Ciebie źle, po prostu zazwyczaj się
martwią. Kiedyś razem z Cezarem przeprowadziliśmy jednemu koledze
„interwencję”, gość przestał bujać w obłokach, ogarnął się i zdjął te różowe okulary.
Chyba do dziś jest nam wdzięczny.
A na koniec jeszcze dodam zbyt duże uzależnienie się od
naszego partnera. Zarówno emocjonalnie jak i … materialnie. Emocjonalnie nie
muszę tłumaczyć, a materialnie? Ostatnio Pokolenie Ikea wrzuciło świetny tekścik od
czytelniczki:
"Czekałam, aż mi przyniosą akta i dla zabicia czasu zaczęłam czytać jakieś obce, co leżały na stercie na "moim" stoliku. Z wierzchu podręczne, widać, sprawę ledwo co przesłali do wyterminowania.
Przesłuchanie
w komisariacie, pani - jeszcze przed zarzutami: "...i przyznaję, że dnia
xxx w sklepie Rossmann na rogu Alej i ulicy Wilsona w xxx usiłowałam ukraść
kosmetyki. Na łączną kwotę około pięćset złotych.
Ale to dlatego, że w tamtym
czasie zostawił mnie narzeczony, nie znalazłam jeszcze następnego, a muszę się
czymś malować i perfumować, no bo w końcu jestem przecież kobietą... "
Uf. Starałem się jakoś treściwie wypunktować moje obserwacje i
wnioski, średnio krótko mi to wyszło, ale uwierzcie, że gdybym nie skracał
wersji parę razy to tekst byłby na pond 3 tysiące wyrazów. A kto by to wtedy czytał?
;)
Oczywiście że ja :-* ^^
OdpowiedzUsuńP.S. Napisałbyś coś o sobie tak do poczytania przed snem ;-) chyba wiesz o co chodzi...
hmmm.. no właśnie... chyba nie wiem ;)
Usuń/major
Tak by można było pomarzyć o tobie przed snem ;-) nie
UsuńNo nie bądź taki Major napisz coś dla mnie ;-)
UsuńNie mam pojęcia co mógłbym o sobie napisać tak żeby można było o mnie pomarzyć przed snem haha :D
UsuńPodobno umiesz pisać i jesteś kreatywny wymyśl coś ;*
Usuń