Błędy w związkach





Zacznę od tego, że nie uważam się za eksperta, ba nawet za znawcę związków. Nie jestem mistrzem w tej grze, zawsze mnie nudziło jak już dogoniłem króliczka (oo... w sumie jestem bardzo dobry w gonieniu króliczka). Dlatego żaden mój związek nie trwał dłużej niż rok. Czy byłem zakochany? Tak, wierzę, że raz to była miłość… chociaż… może… Może jeszcze jednak nie poznałem tego uczucia? Albo przynajmniej teraz się go wypieram.

Jednak z perspektywy kibica jestem mistrzem. Podobno każdy Polak w domu jest najlepszym lekarzem, prawnikiem i trenerem piłkarskim. A ja dodam jeszcze, że każdy lubi dawać innym rady dotyczące cudzych związków. Ot tak mamy, po prostu.

Mam przeróżnych znajomych, niektórzy bywają na imprezach 3x w tygodniu – ze swoją dziewczyną, inni 3x w tygodniu bez swojej dziewczyny. Jedni po pół roku się oświadczają a po roku biorą ślub.  Kolejni są w związku 5 lat i w przeciągu miesiąca 2x kłócą się ‘na amen’ a potem do siebie wracają. W moim gronie są też takie ananaski, którzy przeżyli już parę ‘poważnych’ związków w swoim życiu, ale gdy mają ten etap singla to robią błędy nowicjuszy – zakochują się po jednym spotkaniu i latają za nią z językiem na brodzie… amatorszczyzna pełną gębą. Miłośnicy jebani.

A mistrzuniem jest mój były świetny przyjaciel, który chyba nigdy nie słyszał wcześniej o tekście: ”Bros before whores” (w wolnym i kulturalnym tłumaczeniu dla tych co nie ogarniają amerykańskiego slangu ulicy oznacza: ziomki przed dupeczkami). Otóż gość prawdopodobnie pierwszy raz ruchał coś mi w głowie kołacze, że jednak się chwalił wcześniej swoją pierwszyzną, ale ona była dziewicą na…99%. I jak ją poznał, zaczęli się spotykać, tak z nim potem rozmawiałem przez 30 sekund… miesiąc temu… pierwszy raz od bodajże 3 lat. Eh.

I znowu po trochę mniej zgrabnym wstępie przechodzę do sedna. Dziś, jako ten określony przez siebie wcześniej kibic, napiszę trochę o błędach jakie ludzie robią będąc już straconym w związku. Z mojej perspektywy, w mojej opinii i moim zdaniem. Bo jako widz tych przedstawień mam pakiet VIP i często siedzę w pierwszy rzędzie.

Zacznę od klasyki – brak zaufania. 

Nie da się być w ‘zdrowym’ związku, jeśli jedna osoba okazuje braki w zaufania co do tej drugiej. A jak już obie strony w stosunku do siebie się tak zachowują, to jest w ogóle porażka. Nie można mieć jednak też 100% zaufania. Sam kiedyś powiedziałem dziewczynie, że ufam jej bardziej niż sobie… nie mówcie tak komuś, nigdy, przenigdy! Wtedy nieświadomie chyba oddajemy się tej drugiej osobie, ona odczuwa presje i w ogóle prawdopodobnie jest to gorsze niż powiedzenie magicznych ‘Kocham Cię’. Dlatego nawet nie próbujcie takich zagrań, nie można mieć nigdy (!) 100% zaufania i pewności co do drugiej osoby. Ale trzeba mieć go dużo, bardzo dużo. I starać się nie okazywać tych braków, bo to właśnie na zaufaniu powinno budować się związek, małżeństwo i nawet przyjaźń. 

Cytując klasyka: „Ja też kiedyś zaufałem pewnej kobiecie. Wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć. I wiesz co? I bym teraz, kurwa, nie miał ręki.”


Brak zaufania sprawia, że często popadamy w kolejny błąd – zazdrość.

Chyba każda kobieta lubi jak facet jest o nią zazdrosny, bo bez zazdrości nie ma miłości… ale w granicach rozsądku. Trafią się wariaci, którzy nawet nie pozwolą obcemu mężczyźnie stanąć obok swej wybranki. To jest już chore. Bardzo chore. A zazdrosna kobieta? Ehh… mężczyźni o tym marzą, jak dostrzegą kątem oka, że ich luba obcina nas wzrokiem podczas rozmowy z jakaś przedstawicielką płci pięknej - wyobrażamy sobie ich bójkę w kisielu…

(Barney jak zwykle ma rację. Nigdy nie przerywa się walki kobiet, nigdy!!)

Oczywiście nie powinno się wywoływać zazdrości celowo. To jest bardzo niezdrowe uczucie i zazwyczaj tylko powoduje większe niesnaski w związku. Z drugiej strony, fajnie widzieć tą zazdrość w oczach partnera…

Często przez nadmierną zazdrość i brak zaufania próbujemy kontrolować tą drugą osobę. Gdzie jesteś? Co robisz? Czemu nie odpisujesz? – to wszystko JESZCZE norma i da się znieść… do czasu aż takie smsy i telefon urywają się co chwilę. Pojawia się poczucie stłamszenia, ciągłe wyrzuty o duperele, dramaty o najmniejszą pierdołę. Małe sprawy nagle stają się końcem pierdolonego świata. A potem jeszcze jak próbujemy wyjaśnić o co nam chodzi to ta druga osoba obraża się. To naturalnie odnosi się do kobiet, leci po prostu foch i chuj. Chociaż jasne, faceci też bywają nadgorliwi ;)

Poza kontrolą jeszcze taka osoba chciałby najlepiej w ogóle nami manipulować i ustawiać życie…

Jedziemy dalej, teraz chyba najczęstsza przypadłość. Pojawia się zawsze na początku relacji: szybkie przywiązanie i mega przyjemne uczucie będąc w obecności jej/jego. Chwile razem są super, słodkie i w ogóle ma się własny świat, tylko we dwójkę. Widzimy wszystko przez różowe okulary, stan zakochania level 1000 i oddanie się totalnie. Zapominamy o wszystkim innym. Po swoich obowiązkach tylko chcemy widzieć i spędzać czas z naszą drugą połówką, olewka na wszystko. Jednak ten czas mija bardzo szybko. Może się zdarzyć, że szybciej niż by się wydawało… I wtedy wyidealizowany partner nagle ma jakieś wady (!), w ogóle to jednak ma dużo tych wad a sprawdzając telefon widzimy, że ostatni sms od znajomych był grubo ponad miesiąc temu…

Zapominamy w przypływie endorfin, że taka ‘miłość’ pojawia się i znika. A ziomeczki byli, są i będą. O ile jeszcze nie jest za późno i nazwanie ich ziomeczkami wciąż jest aktualne.

Lekko już podsumowując, wg. mnie w związku trzeba być jednak trochę egoistą. Patrzeć częściej obiektywnie na daną sytuacje i słuchać znajomych, przecież oni nie chcą dla Ciebie źle, po prostu zazwyczaj się martwią. Kiedyś razem z Cezarem przeprowadziliśmy jednemu koledze „interwencję”, gość przestał bujać w obłokach, ogarnął się i zdjął te różowe okulary. Chyba do dziś jest nam wdzięczny.


A na koniec jeszcze dodam zbyt duże uzależnienie się od naszego partnera. Zarówno emocjonalnie jak i … materialnie. Emocjonalnie nie muszę tłumaczyć, a materialnie? Ostatnio Pokolenie Ikea wrzuciło świetny tekścik od czytelniczki:

"Czekałam, aż mi przyniosą akta i dla zabicia czasu zaczęłam czytać jakieś obce, co leżały na stercie na "moim" stoliku. Z wierzchu podręczne, widać, sprawę ledwo co przesłali do wyterminowania.  

Przesłuchanie w komisariacie, pani - jeszcze przed zarzutami: "...i przyznaję, że dnia xxx w sklepie Rossmann na rogu Alej i ulicy Wilsona w xxx usiłowałam ukraść kosmetyki. Na łączną kwotę około pięćset złotych.

Ale to dlatego, że w tamtym czasie zostawił mnie narzeczony, nie znalazłam jeszcze następnego, a muszę się czymś malować i perfumować, no bo w końcu jestem przecież kobietą... " 

Uf. Starałem się jakoś treściwie wypunktować moje obserwacje i wnioski, średnio krótko mi to wyszło, ale uwierzcie, że gdybym nie skracał wersji parę razy to tekst byłby na pond 3 tysiące wyrazów. A kto by to wtedy czytał? ;)

6 komentarze:

  1. Oczywiście że ja :-* ^^
    P.S. Napisałbyś coś o sobie tak do poczytania przed snem ;-) chyba wiesz o co chodzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm.. no właśnie... chyba nie wiem ;)
      /major

      Usuń
    2. Tak by można było pomarzyć o tobie przed snem ;-) nie

      Usuń
    3. No nie bądź taki Major napisz coś dla mnie ;-)

      Usuń
    4. Nie mam pojęcia co mógłbym o sobie napisać tak żeby można było o mnie pomarzyć przed snem haha :D

      Usuń
    5. Podobno umiesz pisać i jesteś kreatywny wymyśl coś ;*

      Usuń